Tatar (mowa tu o jednym kocie, a nie pewnym daniu na surowo
z jajkiem) okupuje parapet w słoneczne dni, idealnie komponując się z moją
doniczką na podręczne ziółka.
A ja zerwałam bazylię z grządek i zrobiłam zapas Pesto na
całą zimę. Wyszło mi ok. 2
litry sosu, który zamroziłam w małych pojemnikach
śniadaniowych w ilościach wystarczających po rozmrożeniu na 2-3 porcje makaronu.
Składniki (proporcje na 1 słoiczek):
1 krzaczek świeżej bazylii (krzak krzakowi nie równy,
domyślnie krzaczek sklepowy)
1 ząbek czosnku
1/3 szklanki orzeszków pinii
70-90 ml oliwy extra virgin
sól morska
Na suchej patelni delikatnie podprażyć orzeszki pinii,
ostudzić i zmiksować w malakserze. Dodać opłukane i wysuszone listki bazylii,
ząbek czosnku i miksować dolewając w trakcie małym strumyczkiem oliwę. Jeśli sos
jest bardzo gęsty to przed podaniem z makaronem można go rozrzedzić odrobiną
wody pozostałej po gotowaniu makaronu.
Posiłkowałam się tymi proporcjami, jednak przy robieniu większej
ilości sosu i tak działa zasada ‘na oko’ i mimo, że robiłam sos pierwszy raz to
wyszedł on nawet lepszy niż słoikowy.
Pesto można przechowywać na dwa sposoby: w słoikach,
zalewając sos z wierzchu warstewką oliwy, lub mrozić.
Do mrożenia wykorzystałam prostokątne pojemniczki
śniadaniowe, do każdego nalewając ok. 2-3 cm sosu. Po zamrożeniu przekładam sos z
pojemniczków do grubych worków foliowych przeznaczonych do mrożenia żywności. Dzięki
temu mam idealne zielone cegiełki, które wygodnie się układają w szufladach.